piątek, 30 grudnia 2011

Stanfordzki Eksperyment Więzienny

Dziś postaram się przybliżyć Wam Stanfordzki Eksperyment Więzienny, który przeprowadził Philip Zimbardo. Jest on jednym z moich ulubionych eksperymentów psychologicznych, gdyż zajął się zagadnieniem, które bardzo mnie interesuje. Eksperyment ten dobitnie pokazuje, co się może stać, gdy zwyczajni, przyzwoici ludzie znajdą się w złej sytuacji. Latem 1971 roku Philip G. Zimbardo z Craigiem Haneyem i Curtisem Banksem wybrali zdrowych, psychicznie zrównoważonych studentów, których losowo podzielili na „więźniów” i „strażników”. Zamknęli ich w symulowanym więzieniu urządzonym w piwnicach Uniwersytetu Stanforda. Już po sześciu dniach studenci przeobrazili się w okrutnych, sadystycznych „strażników” i zniewolonych, załamanych „więźniów”. Badacze zakończyli eksperyment, aby uchronić „więźniów” przed głębszymi zaburzeniami.

" Piątej nocy niektórzy z odwiedzających rodziców poprosili mnie o kontakt z adwokatem, w celu wyciągnięcia ich syna z więzienia. Powiedzieli, że zadzwonił do nich katolicki ksiądz i doradził, by zatrudnili prawnika, jeśli chcą wyciągnąć swojego syna z więzienia! Zgodnie z prośbą, zadzwoniłem po prawnika, który przyszedł następnego dnia, by zadać więźniom standardowy zestaw pytań prawnych, chociaż i on wiedział, że to jedynie eksperyment.Wtedy stało się jasne, że musimy zakończyć badanie. Stworzyliśmy niezwykle silnie oddziałującą sytuację -- sytuację w której więźniowie wycofywali się i zachowywali się patologicznie, i w której niektórzy ze strażników zachowywali się sadystycznie. Nawet "dobrym" strażnikom brakowało sił, by zainterweniować i żaden nie zrezygnował podczas trwania eksperymentu. Powinno się też zauważyć, że żaden ze strażników ani razu nie spóźnił się na swoją zmianę, zjawił się chory, wyszedł wcześniej czy zażądał dodatkowej opłaty za przepracowane nadgodziny.Ostatecznie zakończyłem studium z dwóch powodów. Po pierwsze dzięki zapisom z kamer wiedzieliśmy, że strażnicy stają się bardzo brutalni w nocy, kiedy eksperymentu nie obserwowali badacze. Nuda doprowadziła do wyjątkowo poniżających praktyk , również o charakterze pornograficznym.Po drugie, Christiana Maslach, młoda pani doktor ze Stanfordu, przeprowadziła z więźniami i strażnikami serię wywiadów i zdecydowanie przeciwstawiła się wyprowadzaniu więźniów do toalety skutych kajdanami z torbami na głowach i rękach na ramionach współwięźniów. Wściekła powiedziała: "To okropne co robicie tym chłopcom!". Z ponad 50 wizytatorów, ktorzy widzieli nasze więzienie, była to jedyna osoba, która zakwestionowała moralną stronę eksperymentu. Kiedy sprzeciwiła się kontynuowaniu badań, stało się jasne, że studium musi zostać zakończone.
I tak, po upływie jedynie sześciu dni, planowana na dwa tygodnie symulacja, została przerwana.Ostatniego dnia przeprowadziliśmy serię spotkań najpierw z strażnikami, potem z więźniami (także tymi, których zwolniliśmy wcześniej), a wreszcie z wszystkimi na raz. Chcieliśmy, aby wszyscy mogli uzwenętrznić swoje uczucia, podsumować nasze obserwacje, podzielić się opiniami i doświadczeniami, które odcisnęły się na nas wszystkich dosyć mocno.Próbowaliśmy także wykorzystać ten czas na rozmowę o moralnej stronie symulacji i dyskusję o konfliktach, które narosły podczas jego trwania. Przywołaliśmy, na przykład, moralne alernatywy, które stałały przed nami, tak abyśmy mogli zachowywać się bardziej moralnie w prawdziwym życiu i unikać sytuacji, w których przeciętne jednostki stają się sadystami lub ofiarami zła."


Dwa miesiące po zakończeniu eksperymentu takiej wypowiedzi udzielił więzień nr 416, niedoszły bohater, umieszczony w izolatce na kilka godzin:
"Zacząłem mieć poczucie, że tracę tożsamość. Tożsamość osoby, którą nazywałem Clay, osoby, która kazała mi iść do tego miejsca, osoby która dała się w tym więzieniu zamknąć -- bo to było dla mnie więzienie, i nadal jest. Nie uważam, że to eksperyment ani symulacja, bo to po prostu więzienie prowadzone przez psychologów zamiast przez państwo. Zacząłem mieć poczucie, że osoba, którą byłem i która kazała mi iść do więzienia, była mi obca -- obca tak bardzo, że w końcu stałem się 416. Naprawdę byłem swoim numerem".
Porównajmy jego reakcję z opinią prawdziwego więźnia, który napisał list do z zakładu penitencjarnego w Ohio, który został skazany na izolację na nieludzki okres:
"Zostałem niedawno wypuszczony z izolatki po 37 miesiącach. Zostałem zmuszony do zachowania kompletnej ciszy i nawet gdy szeptałem coś do więźnia z celi obok, strażnicy bili mnie, pryskali gazem, okładali pałką, kopali, kazali spać nago na betonowej podłodze, mieszkać bez umywalki, łóżka, nawet toalety. Wiem, że złodziei należy karać i nie usprawiedliwiam kradzieży, mimo że sam jestem złodziejem. Ale nie będę już złodziejem. Ale nie jestem też zresocjalizowany. Ja po prostu nie myślę już o tym, aby wzbogacić się przez kradzież. Teraz myślę tylko żeby zabić -- zabić tych, którzy mnie bili i traktowali jak psa. Modlę się za swoją duszę i swoją przyszłość na wolności, abym mógł przezwyciężyć gorycz i nienawiść, które wyżerają mi duszę. Ale wiem, że to nie będzie proste."

Na koniec bardzo chciałabym zachęcić wszystkich do zastanowienia się co tak na prawdę udowodniono ekperymentem więziennym, który przeprowadził Zimbardo i dlaczego "dobrzy ludzie potrafią czynić złe rzeczy".
P.S. Zachęcam również do obejrzenia filmu "Stanfordzki eksperyment więzienny".

http://www.prisonexp.org/polski/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz